Pasieka

dziki rój bez matki

Już oficjalnie jesteśmy pasieką. Pasieka liczy siedem pni (pień to ul zamieszkany przez pszczoły) i w dalszym ciągu się rozwija.

Przygoda z pszczołami zaczęła się 12 czerwca. Wtedy przyjechały (pocztą!) trzy pierwsze roje. Roje były w dobrym stanie, miały młode matki i były rasy krajeńskiej. Pszczoły natychmiast wylądowały w ulach, dostały na powitanie odrobinę ciasta miodowo-cukrowego i raźnie wzięły się do pracy.

Ponieważ to były nasze pierwsze pszczoły, otrzymały sporą porcję pokarmu “na dobry początek” co jednak okazało się błędem. Zapach pokarmu przywabił “konkurencję” i rychło pojawiły się “obce” pszczoły, które przystąpiły do rabunków. Mieliśmy z tym trochę kłopotu – trzeba było zawęzić wylotki ula (mając mniejszy otwór w ulu nawet słabszy rój lepiej się broni – mniejsze wejście łatwiej obronić), spryskaliśmy ule wywarem z uspakajających ziół i wszystko wróciło do normy.

Kolejnym nabytkiem był rój pszczół przywieziony przez syna pszczelarki z tej samej wioski, jakoby złapany. Kupiliśmy go i osadzaliśmy w ulu, pomimo, że właściwie się na tym jeszcze nie znamy. Ten rój sprawiał więcej kłopotu. Do ula “wprowadzał” się ponad dobę (zdjęcie na początku wpisu), był zdenerwowany i próbował żądlić. Co więcej po kilku dniach sytuacja jakby się pogarszała. Pszczoły niechętnie pracowały, zaczepiały nas nawet nie w najbliższej okolicy ula, a na wylotku trwała regularna bijatyka z innymi pszczołami, które próbowały je rabować (rój był dość silny). Po kilku dniach podczas inspekcji ula stwierdziliśmy, że rój nie ma matki! Dla pszczół to dramat, bez matki taki ul skazany jest na wymarcie. Na szczęście mieliśmy już trzy ule, które pracował na pełnych obrotach. “Dziki” rój dostał plaster z czerwiem, czyli młodymi larwami z innego ula. Z takiego plastra pszczoły mogą już sobie same wyhodować matkę. Zachowanie pszczół w ciągu kilku dni zmieniło się nie do poznania. Pszczoły pracują, są spokojne, w ogóle nie zaczepiają ludzi. Za kilka dni zajrzę, czy hodowla matki przebiega prawidłowo.

Kolejne trzy pakiety (pakiet to ok. 1,5 kilograma pszczół z czerwiącą matką) ponownie przyjechały pocztą, ale tym razem pszczoły podróżowały wraz z paczkami ptaków, co bardzo je rozdrażniło – trudno im się dziwić. Pszczoły udało się uspokoić i nie ma z nimi większych problemów, poza kolejną falą rabunków, które jednak rychło ustały.

W tej chwili siedem uli w sadzie ma lokatorów, wszystkie są pszczołą krainką, pracują szaleńczo i lada dzień zaczną się wygryzać nowe pszczoły, co spowoduje rozwój rodzin i wzrastanie ich w siłę.

O ile nie będzie jakiegoś wyjątkowego urodzaju, cały tegoroczny miód przeznaczony zostanie na przygotowanie rodzin do zimy – bardzo chciałbym, aby przezimowały wszystkie roje, trzymajcie kciuki. 🙂

Kolejne ule są malowane i do połowy lipca powinniśmy zakupić jeszcze kilka rojów.

W sąsiedniej wiosce jest do sprzedania pięć uli, podobno słomianych i nie używanych. Wybieramy się je obejrzeć, ale dramatycznie brak nam czasu, no i środki przeznaczone na założenie pasieki powoli nam się wyczerpują. W każdym razie jeśli chodzi o pasiekę, to w tym roku jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. 🙂

Przy okazji, obrodziły wiśnie, na zdjęciu poniżej wydrylowane, tuż przed robieniem dżemów.

wydrylowane wisnie

2 thoughts on “Pasieka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *