Trochę długo nie pisałem, wiele się działo i najczęściej byłem zbyt zmęczony, aby zadbać o bloga. W skrócie: przybyło pszczół, spotkał nas urodzaj owoców, prace remontowe posuwają się do przodu, zaglądają do nas znajomi.
Ten wpis przeleżał w “roboczych” około czterech miesięcy. Publikuję go z dużym opóźnieniem z powodów opisanych w kolejnym wpisie.
Pasieka powiększyła się do 11 pni i na tym koniec w tym roku. Będziemy zimować jedenaście rojów. Ule rozwijają się różnie, są słabsze i silniejsze.
“Dziki” rój wyhodował sobie matkę, która się naturalnie unasienniła (czyli pierwszy sukces) i już funkcjonuje normalnie. Pszczoły są bardzo spokojne, pracują i rozwijają się prawidłowo. Powoli przestają się wyróżniać w pasiece.
Kupiliśmy jeszcze cztery pakiety, którymi zasiedliliśmy bez problemu ule i mamy 11 pracujących rodzin.
W tych dniach czeka mnie przegląd i pierwsze leczenie warrozy przed zimą.
Kupiliśmy jeszcze pięć uli z sąsiedniej wioski. Są to ule zupełnie innego typu (warszawskie leżaki, napiszę o tym więcej w wolnej chwili) i wymagają lekkiego odświeżenia. Zimą przygotujemy te ule na przyszły rok i zasiedlimy wiosną.
Cały czas brakuje mi energii aby opanować kamerkę i zrobić film z przeglądu uli. Wszystko w swoim czasie… 😉
W tym roku niebywale obrodziły owoce. Nie jesteśmy w stanie opanować całego tego urodzaju – nie jesteśmy na to przygotowani i brakuje nam czasu. Niemniej jednak zaprawiliśmy trochę dżemów, zrobiliśmy trochę soków i właśnie zabieramy się za proste jabłkowe wino. Sad okazał się dosyć bogaty, jest zatrzęsienie jabłek (kilka gatunków), trochę wiśni, czereśni, sporo śliwek (dwa gatunki), kilka gruszek, symboliczna brzoskwinia i orzechy włoskie. Nie wspominając o porzeczkach i agrestach. Wszystko hodowane całkowicie ekologicznie, żadnego spryskiwania środkami chemicznymi.
W przyszłym roku prawdopodobnie będziemy mieli nieco przetworów na sprzedaż, w zależności od urodzaju.
Poza tym mamy już stale dostawy mleka “prosto od krowy” więc w domu pojawiło się pyszne mleko, śmietana, twarożki i serwatki. Na kolejnym etapie będzie jeszcze masło i twarde sery. Tylko skąd wziąć na to czas…
No i oczywiście remont. Łazienka ma już podłogę z suchego jastrychu, sufit ze skandynawskiej sosny i właśnie zabudowuję stelaże pod płyty kartonowo-gipsowe. Mam z tym trochę problemów, bo nie tylko zabudowa jest nietypowa, ale jeszcze wymyśliłem sobie fikuśne półeczki, niemniej jednak wszystko powoli posuwa się do przodu. Właśnie mam przestój, ponieważ zużyłem oba wiertła do muru do kołków szybkiego montażu. Jeśli dostanę je jutro w Kamieniu Pomorskim, to ruszę do przodu, jeśli nie, będę musiał poczekać na przesyłkę.
Kuchnia również nieco pełza do przodu. Właśnie kończę usuwać sufit z gipsu i trzciny, następnie odsłonię do cegły największą ścianę i wykuję bruzdy w tynku pod instalację elektryczną i koniec (na razie) brudnej roboty.
Poza tym trwa konserwacja podłogi na strychu w celu wyeliminowania dosyć mocno zadomowionego tu szkodnika drewna żywiącego się drewnem iglastym. Zabiegi przynoszą doraźne efekty, więc żywię nadzieję, że spuszczele nie zjedzą mi domu.
Jeszcze dodatkowo ślamazarnie zajmujemy się drewnem na zimę, w… hmm… wolnych chwilach. 😀
Jak więc widzicie niewiele zostaje czasu i energii na bloga czy vloga. Mam nadzieję, że po ukończeniu głównej części remontu sytuacja się poprawi.
Na razie tyle, następnym razem postaram się napisać więcej o pszczołach. Trzymajcie kciuki! 🙂