Chyba wracamy do stanu normalnego w pasiece po kilkuletnich perypetiach spowodowanych moją ciężką chorobą.
Zeszłej jesieni zazimowałem trzy ule. Dwa wielkopolskie (jeden i półtora korpusu) i jeden warszawski (dziesięć ramek). Roje były bardzo silne i dobrze zaopatrzone na zimę. Aż dwa roje z zimowanych przyleciały do mnie wczesną wiosną. Wszystkie trzy ule przezimowały! To pierwszy raz, kiedy zimą nie straciłem żadnego roju! Powoli uczę się pszczelarskiego rzemiosła.
Rój do warszawiaka wprowadził się sam (bez mojej ingerencji wprowadził się do pustego ula), zrobił mi nawet trochę miodu w zeszłym sezonie i pięknie się rozwinął przed zimą. Wiosną jakiś gryzoń zrobił ogromny podkop pod jedną nogą ula i ul się przewrócił. Na szczęście pojawiłem się w porę i ul postawiłem do pionu. Ul wyprostowałem i wydaje się, że rodzina nie odniosła szkody z powodu tego incydentu. Rój jest silny, zajmuje obecnie jedenaście ramek, nie jest bardzo agresywny i wiążę z nim spore nadzieje na przyszłość.
Rój, który przezimował na jednym korpusie wielkopolskim zbyt późno dostał drugi korpus i w związku z tym pociągnął sobie dziką zabudowę pod ramkami (mam bardzo wysokie dennice ze zdjętymi zabezpieczeniami). Nie chcąc niszczyć mu zabudowy wczesnym latem zrobiłem i dołożyłem mu dziwny półkorpus (coś w rodzaju nadstawki) wielkopolski pod zwykły korpus, założyłem zabezpieczenie w dennicy i tak zostało. Ul, nawet dość silny przezimował.
Wszystkie trzy ule to polska lokalna Krainka, łagodna, przeciętnie czysta i przeciętnie miodna – taki pszczeli kundelek. Wszystkie trzy roje rozwijają się dobrze i na razie dam im spokój do końca czerwca.
Dostałem pierwsze żądło w tym roku, w dodatku w kark, więc nie byłem w stanie szybko go usunąć, ale chyba uodporniłem się już w dużym stopniu na jad pszczeli, ponieważ nie było większych sensacji.
Puste ule wymagają oczyszczenia: w jednym znalazłem i usunąłem małe gniazdo os, w drugim znalazłem niewielkie gniazdo szerszenia, jeden z warszawiaków został niemal całkowicie zdemolowany przez jakiegoś większego gryzonia – muszę zdobyć niemłóconą słomę żytnią do jego naprawy.
Bardzo chciałbym trochę zwiększyć liczbę rojów, ale nie ma mnie na stałe w pasiece, więc nie mogę łapać i osadzać nowych rojów. Finansowo nie stanąłem jeszcze na nogi tak bardzo aby móc kupić nowe rodziny, wiec w tym roku albo spróbuję latem zrobić odkłady, albo nie zdołam powiększyć pasieki. Zobaczymy latem.
Ponieważ ze względu na moje zdrowie (w Zachodniopomorskim służba zdrowia poległa i wegetuje kwestionując hasło “po pierwsze: nie szkodzić”) przenieśliśmy się na zimę do Katowic, zbudowałem własny, dosyć skomplikowany system monitoringu i udało się! W tym roku nie włamano mi się do dobrze zabezpieczonego i chronionego gospodarstwa. Tej zimy oszczędziły również nasz dom myszy i mrówki, więc jestem całkiem zadowolony z życia. Na razie kończę leczenie w Katowicach, z rzadka zaglądając do pasieki, a na stałe zamierzam wrócić pod koniec czerwca i wtedy tez dołożę do wpisów kilka zdjęć.
No, to trzymajcie kciuki, jakoś przeżyłem. 😀