Pierwsze dwa miesiące…

Pierwszy ul w naszym sadzie

Na początek przepraszam. Kolejny wpis miał się ukazać ponad miesiąc temu. Niestety, wiele różnych spraw i zmęczenie skutecznie mnie wyhamowały.
Mijają właśnie dwa miesiące od czasu kiedy się osadziliśmy. Postaram się krotko opisać co wydarzyło się w tym czasie.

Udało się zrobić kominy. Stare były kompletnie zatkane, przepalone (wielokrotnie komin w przeszłości się palił) i brudne (palono wszystkim co po rozwaleniu mieściło się do pieca. W efekcie musieliśmy mechanicznie wyczyścić kominy, wyszlamować je (nowa ceramiczna powłoka wewnątrz komina) i otynkować. Dodatkowo wykuliśmy zamurowane (!) otwory wentylacyjne, dodaliśmy wyczystki itp. Koszty były takie, że do dzisiaj odczuwam ból portfela. Za to po tygodniu dom wypełnił się czystym, świeżym powietrzem i możemy już podłączać kominki.

Sad zazielenił się wiosną (po lewej widoczny pierwszy ul)
Sad zazielenił się wiosną (po lewej widoczny pierwszy ul)

Pozbyliśmy się ok. 1,5 tysiąca litrów śmieci plus odpady wielkogabarytowe (kilka kanap, dziewięć opon, dwie lodówki, kilka kosiarek do trawy, stalowa beczka ze zużytym olejem) – spuścizna po poprzednim właścicielu, której wbrew umowie nie wysprzątał.

Udało się pozałatwiać wszystkie formalności (do zameldowania włącznie). Do siedziby gminy – Golczewa – wycieczki robimy na rowerkach – po dziesięć kilometrów w każda stronę. Już się przyzwyczailiśmy, a ja zgubiłem kolejnych kilka kilogramów. Odkryliśmy ciekawą knajpkę w Golczewie, ale to temat na osobny wpis.

Pracownia malarska do malowania uli
Pracownia malarska do malowania uli

Jak widzicie na tytułowym zdjęciu – w sadzie pojawiły się pierwsze ule. Chociaż w pełni przygotowane na przyjęcie pszczół, są jeszcze puste. Joasia wzięła się ostro za malowanie uli. Pracownia malarska znajduje się na świeżym powietrzu (pod wiatą) i kolejne ule nabierają kolorów. Zdobycie pszczół okazało się nie lada wyzwaniem (bez względu na cenę). Bardzo możliwe, że będę musiał je przywieźć z innego województwa.
Udało nam się znaleźć człowieka od podłóg – zcyklinował nam jedyną nadającą się do renowacji podłogę, zapaćkał kitem szpary i pokrył jedną warstwą lakieru. Teraz muszę wydłubać kit, uzupełnić szpary żywicą epoksydową i polakierować jeszcze co najmniej dwa razy.
Przyciąłem drzewa. Gałęzie przeszkadzały sąsiadowi w orce – niszczyły mu traktor. Droga dojazdowa była tak zarośnięta, że kurierom zrzucało anteny z samochodów. Nauczyłem się ciąć drzewa z drabiny i zabezpieczać rany maścią ogrodniczą. Zajęło mi to cały dzień.
Dochodzę do kluczowego dramatu, jakim okazała się łazienka. Okazało się, że odpływ z toalety faktycznie podłączony był do szamba i tylko on. Odpływ z wanny skierowany był na pole, ale zatkał się wiele lat temu i woda znalazła sobie ujście w ściany, pod podłogę w łazience i dalej do piwnicy. Do piwnicy trafiała również woda ze zbiornika wyrównawczego kaloryferów. Jednym słowem zalany dramat. Remont łazienki zamienił się w budowę nowej łazienki. Musiałem rozwalić całą łazienkę – włącznie ze skuciem niemal piętnastocentymetrowej betonowej podłogi. Na szczęście na majówkę przyjechali Kornel i Olek z młotowiertarką Makity i skuli mi większość podłogi (dziękuję!) – sam bym sobie nie poradził. Później kupiłem najtańszą młotowertarkę i dokułem resztę.

Łazienka przed naszym wprowadzeniem się (po lewej) i obecnie (po prawej)
Mobilna letnia łazienka

Acha, co do remontu łazienki, szukałem ekipy, która by to zrobiła. Bez względu na cenę, najbliższy termin to lipiec. W związku z czym wkurzyłem się i postanowiłem sam zrobić remont łazienki. Prawie sam. Znalazłem hydraulika, który zrobił mi (nie powiem, że tanio, jak się okazuje nie analitycy zarabiają najwięcej) kompletną instalację. Jak to wyglądało i jak wygląda teraz można zobaczyć na załączonych poniżej zdjęciach. Jestem na etapie robienia podłogi (będzie o tym osobny post).

Łazienka przed naszym wprowadzeniem się (po lewej) i obecnie (po prawej)
Łazienka przed naszym wprowadzeniem się (po lewej) i obecnie (po prawej)

Poza tym równolegle skuwam sufit w kuchni (zaprawa gipsowa na trzcinie) i ogólnie dobrze się bawię.
Ponieważ łazienka zniknęła, zamówiliśmy pomarańczową toy-toy’kę, która straszy na podwórku, ale pozwoliła przetrwać najtrudniejsze chwile. Obecnie założyłem prowizoryczną toaletę na strychu (gdzie są już instalacje dla przyszłej łazienki). Rolę mobilnej łazienki pełni miejsce przy garażu – sami zobaczcie, trudno to opisać. Pierwszy prysznic solarny rozpadł się na drobne strzępy przy drugim użyciu. Na początku przyszłego tygodnia przyjedzie kolejny, solidniejszy, solarny prysznic ciśnieniowy z Decathlona.

Pomarańczowa toaleta i sterta gruzu - na razie remont nie dodaje uroku domkowi
Pomarańczowa toaleta i sterta gruzu – na razie remont nie dodaje uroku domkowi

Poza tym mamy jedną grządkę cebuli (posadzona z dymki), która rośnie jak na drożdżach.
W najgorszym momencie, kiedy kończyło mi się piwo, z odsieczą przybył Paweł, który zabrał nas do Kamienia i przywiózł wraz z dwoma skrzynkami piwa (Zlaty Bażant i Gryczane). Kornel i Olek na majówkę przywieźli skrzynkę zamówionego Jurajskiego i kryzys został zażegnany. Przy okazji okazało się, że naszej wsi jest drugi sklep (!) i większość zakupów można zrobić na miejscu.
Przepraszam, że piszę chaotycznie, ale trochę odwykłem od komputera.
Tyle na dziś. Może uda mi się znów napisać niedługo.

1 thoughts on “Pierwsze dwa miesiące…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *